Maraton, strona 1 | wloczykij.bikestats.pl Podróże duże i małe...

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wloczykij z wioski Ruda Ślaska. Mam przejechane tylko59343.35 kilometrów w tym 5910.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2021 button stats bikestats.pl 2020 button stats bikestats.pl 2019 button stats bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl Zalicz Gmine OPENCACHING Opencaching PL - Statystyka dla man222 Moje Plany... - Warszawa - Annaberg nocą - Wrocław - Nad Bałtyk

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wloczykij.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:2013.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:80:21
Średnia prędkość:25.06 km/h
Maksymalna prędkość:69.95 km/h
Suma podjazdów:8700 m
Suma kalorii:20000 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:503.43 km i 20h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
353.62 km 0.00 km teren
14:42 h 24.06 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
Koszt wyjazdu: ()
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:FUJI

Tour de Silesia

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 28.05.2018 | Komentarze 1

Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
1017.20 km 0.00 km teren
42:20 h 24.03 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:20.0
Koszt wyjazdu: ()
HR avg: (%)
Podjazdy:5400 m
Kalorie:20000 kcal

Bałtyk - Bieszczady Tour 2014

Niedziela, 24 sierpnia 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 12

W końcu po ponad dwu tygodniowej przerwie udało mi uzyskać dostęp do internetu i przyszedł ten czas aby napisać relację z "Morderczego" Ultra Maratonu Bałtyk - Bieszczady 2014.



"Jeśli jesteś wytrwały w dążeniu do osiągnięcia celu,zdobędziesz wszystko, czego tylko zapragniesz"



Ekipa podrozerowerowe.info
Ekipa podrozerowerowe.info © lechjewtuszko@wp.pl

Przed Maratonem


Nawet w najdalszych planach nie miałem zamiaru startować w BBTour, znałem swoje możliwości, swój sprzęt, grubość portfela oraz zdanie mojej żonki która niestety przychylna takim pomysłom nie była :).

Na pomysł startu wpadłem dopiero kilka dni po ukończeniu Maratonu w Radlinie, gdzie z trudem przejechałem 450km i gdyby nie Przybylski Tadeusz który wtedy bardzo mnie zmotywował nie miałbym kwalifikacji do BBT2014. Od tamtego czasu na szosie zrobiłem tylko 90 kilometrów tak wiec praktycznie tyle co nic. 
Gdy zapisywałem się u Roberta Janika, lista startowa była już pełna i zapisał mnie na listę rezerwową, to było 34 dni przed startem a ja nie byłem pewien niczego a nie chcąc popełnić błędów z Radlina  postanowiłem  uzupełnić braki sprzętowe. Zakupiłem lemondkę która miała odciążyć moje dłonie które po Śląskim Maratonie nie nadawały się do niczego, zakupiłem również torbę pod siodełkową o pojemności 13l, do której mogłem zmieścić najpotrzebniejsze rzeczy. W planach był jeszcze zakup nawigacji Garmin, lecz tu przemówił do mnie zdrowy rozsądek. Poza tym zakupiłem 3 dętki i mnóstwo jedzenia głównie na podróż.

Dojazd do Świnoujścia

Aby zdążyć odebrać pakiety startowe i od początku uczestniczyć w odprawie technicznej musiałem w Świnoujściu być w  czwartek wieczorem i aby tak się stało musiałem z Katowic wyjechać o 7 rano.Na dworcu umówiłem się Pawłem z Tychów i jego kolegą, poza tym na peronie można było zobaczyć jeszcze kilka osób z rowerami. Wszyscy razem wsiadamy do ostatniego wagonu i zajmujemy jeden przedział. Rowery zostawiamy na końcu wagonu i spinamy je linkami. W czasie jazdy przechodzą moje obawy o obładowanym pociągu, niemal do samego Świnoujścia mamy pusty wagon i każdy z nas siada (kładzie się) w osobnym przedziale. Na miejscu jesteśmy ok 18 i udajemy się w stronę promu. Gdy czekamy aż porom podpłynie do brzegu, przyjeżdża kolejny pociąg tym razem z Krakowa. Po przeprawie na drugi brzeg trzymam się za Piotrkiem (waxmund) który podobnie jak ja będzie spał u 
yoshko. Na mieście spotykamy gospodarza który wraz z olo wyszli nam na przeciw. Teraz już razem w komplecie udajemy się do biura maratonu gdzie pobieramy pakiety startowe po czym udajemy się na kwaterę gdzie czeka już makaron z mięskiem :).I to w sumie tyle co pamiętam z czwartku, bo potem było tylko piwko i drugie i padłem....

Piątek - czyli Plaża, Obiad i Masa Krytyczna

Noc przespałem calutką, chociaż miałem obawy że przez stres przedstartowy nie będę mógł zasnąć, gdy wstaję gospodarza już niema - wyszedł do pracy. Ja szybko zaliczam łazienkę i wyskakuję na poranny spacerek po Świnoujściu gdy wracam wstępuję jeszcze do Kauflandu po małe zakupy na śniadanie. Gdy wracam Wax jeszcze śpi a Olo już rządzi w kuchni jak się później okazuje szykuje królewskie śniadanie :).
Po śniadaniu udajemy się na plażę na której jedyną atrakcja są dwie mewy, poza nimi nie działo się tam absolutnie nic, wychodząc z plaży spotykamy Eranisdjtronik zamieniamy kilka zdań i idziemy do domu przygotować obiad, po drodze wstępujemy do apteki gdzie każdy z nas zakupuje jakieś specyfiki. Swoją droga musiało to zabawnie wyglądać, gdy 4 dorosłych, zdrowych facetów kupuje maści przeciwbólowe, tabletki i wazelinę.
Przygotowaniem obiadu zajmuje się Wax, ja mu troszkę pomagam głównie przy siekaniu cebuli :) Na obiad wpadają jeszcze transatlantykTurysta tak wiec było co gotować...
Wieczorem udajemy się na odprawę techniczną na której niczego ciekawego się nie dowiadujemy, następnie udajemy na pobliski parking skąd startować ma Masa Krytyczna, w której obowiązkowo startować mają uczestnicy BBTour. Masa rusza przy wystrzale z armaty, uliczkami Świnoujścia przejeżdżamy w eskorcie Policji oraz Straży Pożarnej czasami prędkością uniemożliwiającą normalną jazdę i co chwila trzeba się wypinać z pedałów. Paranoja!
Wieczorem małe piwko szybkie pakowanie torby na przepak, bagażu na metę oraz torby pod siodło. Na szybko robimy ostatnie przeglądy rowerów i kładziemy się spać, w końcu trzeba wcześnie wstać....

Samojebka na plaży :)
Samojebka na plaży :) © włóczykij

Chłopaki się opalają
Chłopaki się opalają © włóczykij

Ostatnie przygotowania
Ostatnie przygotowania © włóczykij

Start

Wstajemy wcześnie bo już ok 7 a start zaplanowany mam na 9.30 w wolnym czasie zjadamy śniadanie i odwiedzamy  kibelek (niektórzy po kilka razy) i powoli udajemy się na przeprawę promową gdyż start odbywa się w promu podstawionego po drugiej stronie. Na miejscu jestem grubo przed startem mam przeszło godzinę dla siebie wiec na spokojnie oddaję bagaże, robię kilka fotek. pobieram lokalizator GPS który montują mi na ramie roweru.
O 9.30 syrena promu daje znak do startu w grupie jestem z djtronikiem, w sumie to jedyna osoba którą znam a co ciekawe to nikt nie ma nawigacji, co bardzo komplikuje moje plany ale trzymam się grupy przez jakieś 20km, na wylocie z miasta na djtronika czeka eranis, co mnie trochę ucieszyło  bo absolutnie nie wiedziałem gdzie jechać. Niestety jechali  ok 24km/h a dla mnie było to stanowczo za mało wiec musiałem się urwać dłuższy odcinek jechałem sam aż do momentu pierwszego skrzyżowania gdzie musiałem się zatrzymać i poczekać na kogoś, nadjechała grupa Pawła (Szczepan) z Tychów, długo nie czekając podczepiłem się - jechali mocno 30-35km/h, co zaowocowało dogonieniem kilku osób startujących dużo przede mną min. Tomka z Chrzanowa, którego żonę spotkałem w Radlinie pod prysznicem :). I tutaj wreszcie mieliśmy czas by zamienić kilka zdań ze sobą. Razem jedziemy aż do Punktu Kontrolnego nr 1 w Płotach.

Na starcie obok mnie djtronik
Na starcie obok mnie djtronik © włóczykij

PK 1 Płoty 76km

Na punkt wpadamy całą bandą, niektórzy biorą do dłoni banana i dalej w drogę, ja spotykam memorka, wąskiego i ola którzy zatrzymali się na trochę dłużej, jest mi to na rękę bo mogę na spokojnie zjeść banana oraz kołoczka z serem. Razem ruszamy w 4 po drodze dołącza się jeszcze kilka osób, momentami jedzie nas 12-15 osób. Teraz utrzymujemy prędkość na poziomie 28km, czyli tak jak zakładałem od początku, jedzie mi się dobrze ale zaczynają odpadać kolejne osoby w forumowej czwórce docieramy do PK 2 w Drawsku Pomorskim

PK 2 Drawsko Pomorskie 130km

Punkt który wg organizatora miał mieścić się przy Biedronce, znajdował się na parkingu całkiem innego marketu, dobrze ze na drodze stała osoba która kierowała kolarzy na PK bo inaczej minęlibyśmy punkt. Na punkcie dostaję dużą bułkę i kołoczka, o wodę muszę się prosić a gdy wyjeżdżamy z Punktu wody już brakuje, jak dla mnie do takiej sytuacji organizatorzy nie powinni dopuścić aby po 130km nie było wody. Z punktu znów  startujemy razem ale po kilku kilometrach się rozstajemy, dalej jedziemy już tylko z Markiem (memorkiem), po drodze wyprzedzamy kilka grupek, po chwili znów one nas wyprzedzają i tak całą drogę do Piły.

PK 3 Piła 227km

Piła wita nas mokrymi asfaltami. widać że chwilę przed nami przechodziła tędy ulewa aby dotrzeć do PK trzeba przejechać przez całe miasto. Na PK podbijamy pieczątki i udajemy się uzupełnić zapasy żywnościowe, jak się okazuje tutaj również brakło wody, i musimy poczekać chwilę... chwila trwała 20 min. w międzyczasie posililiśmy się pysznymi jabłkami i drożdżówkami, do kieszeni powędrował banan i baton. Długo nie zwlekając udajemy się w dalsza drogę we dwójkę, powoli zaczyna się ściemniać a my z Markiem połykamy kolejne osoby, jedzie się dobrze ale ciągle przed oczami mam schabowego który ma czekać na nas na kolejnym PK, głód powoli doskwiera na szczęście w torbie pod siodłowej miałem małe zapasy batonów, którymi się zapycham. 

PK 4 Kruszyniec 317km

Na punkt kontrolny wjeżdżamy o 21.47 jest już całkiem ciemno, na miejscu są nasze worki an przepak, ja ubieram długie spodnie oraz kurtkę a w między czasie zjadam żurek i wymarzonego schabowego (trochę przypalonego ale ze smakiem znika cały) po obiadku idę do zajazdu i kupuję colę, bardzo się zdziwiłem ile zażyczyła sobie pani za butelkę 0,2l.... 5zł. Potem szybko smaruję kolana BEN GAYem i ruszamy dalej... Tym razem z chłopakami w niebieskich strojach z Gostynia. Ruch na drogach minimalny a trasa wiedzie głównie lasami i na dodatek bez żadnej latarni jako że jedziemy w dużej grupie droga jest dobrze oświetlona a km szubko uciekają.

PK 5 Toruń 381km

Na punkcie meldujemy się o 01.17, zejście z rowera uniemożliwia mi okropny ból barków, nie mogę skręcić głowy ani podnieść ręki do góry, na szczęście po chwili przechodzi a ja smaruje barki maścią rozgrzewającą. Na punkcie wypijam ciepłą herbatkę i zimną colę poza tym kupuję 1l. pepsi na dalszą trasę. Co jak co ale słodki napój zawsze stawiał mnie na nogi. Koledzy z Gostynia wymieniają jeszcze baterie w lampkach przez co ruszamy z małym opóźnieniem... po 5 km stajemy znów, bo tym razem mi siadły baterie a nie da jechać się dalej. Przez Toruń przejeżdżamy pod osłoną nocy, podczas mijania Policji można było zauważyć uśmieszki i wcale się nie dziwię... Czekają na kierowców samochodów a tu o 3  w nocy 150 kolarzy ich mija :)

PK 6 Włocławek 426km

Kolejny punkt kontrolny mieścił się w Włocławku przy głównej drodze, przed startem obawiałem się trochę dojazdu do tego punktu bowiem w pamięci miałem mój ostatni wypad samochodem nad morze i własnie Włocławek zapamiętałem wtedy najbardziej: makabryczny ruch, fatalna nawierzchnia drogi i zakazy jazdy rowerem, teraz było całkiem inaczej nowy asfalt, 4 samochody na odcinku 10km a zakazy...  jak stały tak stoją:P. Na punkcie wcinam ciepłą pomidorówkę do kieszeni pakuję dwa banany i biegnę na stację po baterie do lampki :) Za jedyne 20 zł dostaję 4 paluszki. Przed startem smaruję zapobiegawczo kolana i ruszamy przez centrum, przez rynek spory kawałek po kostce brukowej. Do następnego punktu jedziemy w piątkę, po drodze nikt nas nie wyprzedza ani my nikogo wyprzedzamy. Powoli na horyzoncie robi się jasno, to już prawie 20h na siodełku, po średniej widać już zmęczenie, kolegów dopadają pierwsze kryzysy, kolega Tadeusz prawdopodobnie zasypia i ląduje na chodniku, tłumaczy się że niby zagapił się... My jednak wiemy że to już zmęczenie...

Punkt kontrolny we Włocławku
Punkt kontrolny we Włocławku © włóczykij

PK 7 Gąbin 486km

Gdy dojeżdżamy do kolejnego punktu kontrolnego jest już całkiem jasno, na "rynku" stoją rozstawione przez strażaków namioty których używają do ewakuacji ludzi, do jednego z namiotów podłączany został specjalny termowentylator, ja wykorzystując okazję kładę się "na sekundkę", budzi mnie Marek "memorek", który przed momentem naprawił w sklepie rowerowym swój rower.

PK 8 Żyrardów 558km

Kolejny świetnie zaopatrzony punkt kontrolny, na  którym dostajemy ciepły makaron z sosem pomidorowym, oraz ciepłe i zimne napoje, poza tym mamy do wyboru dużo wypieków. Kila osób wspomniało o halucynacjach  w trakcie maratonu, także ja miałem dwie takie sytuacje gdy jadąc w oddali zauważyłem piękna skąpo ubraną kobietę stojąca przy drodze, która kierowała nas na punkt kontrolny, gdy podjechaliśmy bliżej okazało się że to krzyż przy drodze :(  

PK 9 Białobrzegi 631km

Po drodze do Białobrzegów łapie nas deszcz który przeczekujemy w sklepie a potem na przystanku, jako że ulewa trwała w najlepsze decydujemy się jechać w deszczu. Niestety na punkcie nie było możliwości się ogrzać, nie było nawet ciepłego napoju, w złych humorach opuszczamy ten PK aby udać się do DPK w Iłży Po drodze trzeba przejechać przez Radom który w godzinach szczytu jest zapchany samochodami, na dojazdówce do Radomia łapię kapcia na szczęście wszyscy towarzysze w jakiś sposób mi pomagają i po niespełna 5 minutach ruszamy dalej.

Pada sobie deszczyk
Pada sobie deszczyk © włóczykij

PK 10 Iłża 698km

Punkt kontrolny w Iłży znajdował się parę km za centrum, a dokładnie 2 km przed punktem dopadło nas potężne oberwanie chmury, widać było bardzo mało a słychać było tylko ogromne krople deszczu które uderzały o kask, przeczekiwać tego deszczu nikt nie miał zamiaru bo w oddali, między polami było widać już zajazd "MOYA". Na punkt docieramy ok.19.30 w  planach był obiad chwila odpoczynku i dalsza jazda ale wszystko się skomplikowało. Marek mówi nam że jedzie dalej sam, chłopaki z Gostynia chcą się przespać a ja nie chcąc pobłądzić i tym bardziej jechać samemu po drodze, postanawiam poczekać na nich i po wzięciu prysznica kładę się na korytarzu, na specjalnej macie. Przykrywam się folią NRC jest mi dobrze ale nie chce mi się spać... przeglądam sms-y i trochę szperam po internecie, jak udało mi się usnąć to nie minęło 15 min i już mnie chłopaki budzili. Fajnie z ich strony...  Ja szybko się pakuję i zbiegam na stację po RED BULLA  i mapę Polski, bo Marek który nas nawigował był już z jakieś 60-70 km przed nami, a my zostaliśmy bez niczego więc lepsza mapa niż nic. Z Iłży ruszyliśmy punktualnie o 23, asfalty już ładnie przeschły ruch na drogach też zmalał, jechało szybko ale całkiem przyjemnie chcieliśmy zajechać jak najdalej a jednocześnie jak najbliżej Rzeszowa bo obawialiśmy się Poniedziałkowego szczytu na drogach który nad ranem bardzo się nasila.

PK 11 Nowa Dęba 800km

Na ten punkt wjeżdżam totalnie zamulony, końcowe dwa km jechałem już chyba całą szerokością pasa, robiłem wszystko aby oczy mi się nie zamykały, ale ciężko było utrzymać powieki które się wzajemnie przyciągały niczym dwa magnesy, zacząłem śpiewać, gwizdać nawet starałem się jechać na stojąco i bez trzymania kierownicy to wszystko nie pomagało ale jakoś w jednym kawałku udało się dotrzeć do PK. Na miejscu od razu otwieram RED BULLA którego zakupiłem na poprzednim punkcie kontrolnym zjadam ciepły makaron i kładę się na chwilkę aby rozprostować plecy, ale chłopaki nie dają mi odpocząć - każą się zbierać bo już są gotowi do drogi, ja zaliczam jeszcze WC i ruszamy dalej,zmęczenie io senność przeszły - RED BULL postawił mnie na nogi. Teraz można by rzec że już z górki bo zostało tylko 200km. tylko że wszystko po górkach i górach. Pierwsze "ładne podjazdy witają nas już przed Rzeszowem.

Tadeusz gdzieś pod Rzeszowem
Tadeusz gdzieś pod Rzeszowem © włóczykij

PK 12 Rzeszów 860km 

Przez Rzeszów przejeżdżamy głównymi drogami, niema czasu na patrzenie na znaki zakazu jazdy rowerem ani na szukanie ścieżek rowerowych, kilku zdesperowanych kierowców daje upust swym emocjom przez co naciskają na klakson i szybko odjeżdżają. Nasz 12 PK kontrolny mieści się na wylotówce z Rzeszowa, przed samą Boguchwałą. ja myślałem że będzie to kolejny mały punkt z wodą, suchym kołoczkiem i batonem, och jak bardzo się zdziwiłem... byłem pod takim wrażeniem że musiałem zrobić zdjęcie, wg. mnie to najlepiej zaopatrzony punkt kontrolny, od ciepłej zupki (Żurek) po owoce, batony, ciasto, cukierki po różne napoje... nie mieli tylko piwa - co im wybaczam :).  Na punkcie długo nie zabawiliśmy  "bo  już czuliśmy zapach mety" pozostało tylko 150 . Ja jeszcze przebieram się w krótkie ubranie i jedziemy dalej.

Punkt kontrolny w Rzeszowie -  WYPAS!!!
Punkt kontrolny w Rzeszowie - WYPAS!!! © włóczykij


PK 13 Brzozów 904km

Tak jak przypuszczałem rano zaczął się ruch, szczególne nasilenie samochodów padło akurat na trasę za Rzeszowem w szczególności można było zaobserwować dużo Rosyjskich TIR-ów na szczęście wyprzedzały przepisowo z zachowaniem odpowiedniej odległości, chociaż zdarzały się tez perełki, ale to przeważnie tylko osobówki. Aby dotrzeć do PK jestem zmuszony podpytać się Policji o Brzozów, bo niestety moja mapa nie jest taka dokładna... na punkt docieramy z małymi problemami. O punkcie krążą już legendy, dużo dobrego słyszałem nad samym morzem, a to niemal 900 km stąd. Punkt organizuje koło gospodyń wiejskich i trzeba przyznać że babki wiedziały czego na trzeba było :). Każdy z punktu wyjechał najedzony i w dobrym humorze jeden z znajomych przesiedział tam 3 godzinki a my tylko 20 min. Na dowiedzenia dostaliśmy jeszcze cieplutki serniczek prosto z pieca :) W dalszej drodze towarzyszy nam kamera, przez co wszyscy najbliżsi śledzą na bieżąco co robimy.




PK 14 Ustrzyki Dolne

 W Ustrzykach meldujemy się o 15.45, po drodze mieliśmy już kilka ładnych podjazdów które pokonałem bez problemów na czele, jazda staje się coraz bardziej uporczywa ale nie ze względu na moje zmęczenie bo czuję się dobrze tylko towarzysze zaczęli mi wysiadać... młodego złapały kurcze, przez co 15 minut pauzował, a Tadeusz powoli traci świadomość ale kręci dalej... Na punkcie oczywiście odwiedzam kibelek, wypijam kubek Coca Coli i zjadam kilka kromek chleba, po chwili już jesteśmy w trasie....   

Ostatnia prosta

Wyrażenie te po Bałtyk-Bieszczady Tour 2014 zmieniło dla mnie znaczenie...
Niby tylko 50 km ale ciągnęło się w nieskończoność, na domiar złego towarzysze osłabli całkiem Tadeusz nie potrafił już utrzymać pionu, naprawdę żal  mi zrobiło się chłopa, dzięki któremu ja w Radlinie zrobiłem kwalifikację (przyp. gdy po ukończeniu 2-ej pętli w Radlinie po 300 km chciałem zakończyć mój udział w Maratonie, to właśnie Tadeusz mnie zmotywował do dalszej jazdy... To dzięki niemu ukończyłem wtedy 450 km i to dzięki niemu mogłem wystartować w Świnoujściu i dzięki niemu byłem na 950 km BBTour bez oznak jakiegokolwiek zmęczenia). Na ok 30 km, musieliśmy się zatrzymać, dalsza jazda była już niemożliwa a nie pomagało już nic. W między czasie dostałem sms-a od yoshko, który bardzo mnie zmotywował i tym bardziej chciałem wjechać w te największe górki, wytłumaczyłem chłopakom co i jak i z bólem serca ruszyłem w samotną walkę, jechało się dobrze po drodze zatrzymałem się jeszcze 2 razy: raz przy tablicy Ustrzyki Górne, drugi na szczycie wzniesienia, bo widoki były super a trzeci raz przy fladze 3 km do mety. 

Bieszczady
Bieszczady © włóczykij

Zjazdy i podjazdy to co kocham!
Zjazdy i podjazdy to co kocham! © włóczykij

Aż nie chce się wierzyć
Aż nie chce się wierzyć © włóczykij

Kultowa tablica? ja to jeszcze wrócę!
Kultowa tablica? ja to jeszcze wrócę! © włóczykij

Ostatnia
Ostatnia "prosta" © włóczykij


PK 15 Ustrzyki Górne 1008km

Przejeżdżając metę słychać było dzwonek, oddałem książeczkę i tyle wiem z tego co działo się na mecie, po prostu byłem taki szczęśliwy że zamknąłem się w sobie, nie wiem co działo się w około. Dokonałem czegoś co kilka miesięcy temu było nawet poza moimi marzeniami, czegoś w  co sam nie wierzyłem dlatego nawet nie rezerwowałem noclegu - bo nie byłem pewien czy dojadę.

Gdy emocje już opadły

Gdy już doszedłem do siebie znalazłem Tomka z Chrzanowa który kombinował powrót do domu, zaproponował mi powrót z jego kolegą do Chrzanowa na co przystałem i poszedłem coś zjeść, ale widać dalej byłem w amoku bo do jedzenia gratis było piwko, za które ja podziękowałem (Ależ ja głupi!!) Następnie zacząłem szukać noclegu,a jak się później okazało wszystkie kwatery w Ustrzykach Górnych były zajęte. Uratował nas tamtejszy ksiądz proboszcz, który zaoferował nam nocleg za 23 zł w domu pielgrzymkowym i tak  oto mieliśmy zagwarantowane spanie w sali 10-cio osobowej, przed spaniem wyskoczyliśmy jeszcze do Caryńskiej na piwko i kolację.  W ciągu dwóch dni w zajeździe Caryńska zostawiłem nie mały majątek ale co zrobić gdy po 1000km apetyt dopisywał a spalone kalorie same się nie uzupełnią.  Warto też wspomnieć o piwku którego wypiłem z dobre 4l a przez cenę smakowało wyśmienicie, teraz gdy kupuję Leżajsk w biedronce za 1,60 już nie jest takie dobre :)
O 22 zmywamy się bo nam zamkną plebanię, na miejscu okazuje całą salę mamy tylko dla siebie a że łóżka są piętrowe ja zajmuję górę w między czasie biorę prysznic, ładuję telefon i kładę się spać... zasypiam od razu.
Rano budzimy się ok 10, szybka toaleta i wypadzik do Caryńskiej gdzie spędźmy praktycznie cały dzień, na śniadanko wsuwam jajecznicę z 3-ech jajek co dla mnie jest stanowczo za mało wiec domawiam naleśniki z serem i szynką.Po śniadaniu następuje wręczenie medali po którym znów udajemy się do Caryńskiej. Praktycznie cały dzień mija na oczekiwaniu na kierowce który dociera ok 17, zjadamy jeszcze coś ciepłego ( ja zamawiam gulasz z baraniny) i ruszamy w stronę domu. Razem z nami zabrał się Waxmund który wysiada po drodze w Krakowie. A my dalej A4 w stronę Chrzanowa, gdzie na Biedronce czeka już Żonka która pomnie przyjechała wraz z teściem. W domu melduję się po północy i od razu kładę się spać bo jutro do pracy trzeba iść...

Ojciec Dyrektor?
Ojciec Dyrektor? © włóczykij

Nasz apartament
Nasz apartament © włóczykij

Coś na ząb
Coś na ząb © włóczykij

Naleśniki
Naleśniki © włóczykij

Podrozerowerowe.info przejęli ten lokal !
Podrozerowerowe.info przejęli ten lokal ! © włóczykij

Wychudzony, nieogolony ale szczęśliwy !
Wychudzony, nieogolony ale szczęśliwy ! © włóczykij

Ekipa już w pełni energii!
Ekipa już w pełni energii! © włóczykij




Kontuzje - BRAK!

W czasie maratonu udało się uniknąć jakiejkolwiek kontuzji, wprawdzie w czasie jazdy dokuczał czasowo ból karku i barków, ale udało się go zniwelować, na kolana zapobiegawczo używałem BEN GAYa (maść przeciwbólowa) ale jako tako ból kolan nie dokuczał.
Po maratonie także nie miałem specjalnych problemów, poza normalnym bólem mięśni, żadnych otarć ani skurczy. 


Podsumowując 

Ultra Maraton Bałtyk - Bieszczady Tour utrzymał mnie w przekonaniu że jeśli czegoś bardzo chcemy a nawet pragniemy to możemy tego dokonać, wystarczy chcieć...

Teraz patrząc z perspektywy czasu przejechanie 1000 km to dla mnie pestka i myślę że jeśli było by 2000 km to też bym przejechał, a przed maratonem brałbym w ciemno przejechanie 500 km.

Łącznie na BBTour wydałem prawie 2000 zł łącznie z wpisowym i zakupem sprzętu przed i w trakcie maratonu, kwota może duża ale satysfakcja z ukończenia znacznie przewyższa wydane pieniądze i nie żałuję ani jednej wydanej złotówki.

BBTour 2014 na pewno będę wspominał do końca życia, będę miał o czym opowiadać synowi i jeśli dożyję to wnukom... 


Prezencik od Żonki
Prezencik od Żonki © włóczykij

Podziękowania

W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować wszystkim tym którzy w większym czy mniejszym stopniu przyczynili się do tego że wziąłem udział w tym maratonie oraz ze mogłem go ukończyć. Nie będę wymieniał wszystkich, bo zajęło by mi to chyba ze dwa dni ale w szczególności chciałbym podziękować Żonie, która musiałem zostawić na tydzień samą z młodym w domu.


Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
485.63 km 0.00 km teren
17:35 h 27.62 km/h:
Maks. pr.:69.95 km/h
Temperatura:31.0
Koszt wyjazdu: ()
HR avg: (%)
Podjazdy:3300 m
Kalorie: kcal

V Ślaski maraton rowerowy

Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 29.06.2014 | Komentarze 13

"Jeśli jesteś wytrwały w dążeniu do osiągnięcia celu,
zdobędziesz wszystko, czego tylko zapragniesz"

Jedziem po rekord
Jedziem po rekord © włóczykij


Przygotowania
W przygotowania mogę zaliczyć tylko zjedzenie owsianki rano aby zapchać żołądek, bo poza tym nie przygotowywałem się do startu wcale, ponadto nawet w tym roku nie jeździłem na szosie, poza jednym wyjazdem do roboty :)

Dojazd
W związku z tym że w piątek szedłem jeszcze na noc do pracy i kończyłem ją o 6 rano w sobotę, nie miałem szans dojechać rowerem - mimo że to tylko 50 km, postanowiłem dojechać samochodem z rowerem w bagażniku. Z domu wyjechałem o 13 aby mieć zapas czasowy, do Radlina dojeżdżam w niecałą godzinkę, wyciągam rower, składam go, przebieram się po czym zauważam że nie ma butów... pal licho jeśli to by były zwykłe buty ale miałem założone pedały SPD SL, więc w zwykłych butach jazda była by raczej niemożliwa a na pewno mocno utrudniona. Długo się nie zastanawiając biegnę się zarejestrować, wpłacam 20 zł kaucji, pobieram pakiet startowy i biegnę do auta - postanowiłem wracam do Rudy Sl. po buty, po drodze nachodzi mnie jeszcze myśl aby w sklepie rowerowym kupić zwykle pedały platformowe, szybko ta myśl wybijam z głowy, bo przecież te buty mają zerową wentylację... Ok buty były w szafie to obieram drugi raz kurs na Radlin, jakby pecha było mało samochodny zaczął szwankować, zaczął okropnie szarpać (efekt podobny do zbyt szybkiego puszczenia sprzęgła przy ruszaniu - tylko że podczas jazdy) teraz już tylko się modliłem aby dojechać przynajmniej do Rybnika. Jakoś udało się dojechać do Radlina, szybko parkuję auto i biegnę na odprawę.

Odprawa Techniczna
Gdybym wiedział że ta odprawa będzie tak wyglądała, nie jechałbym na złamanie karku samochodem do domu. Kilka mało istotnych zdań i filmik z którego nie szło za dużo wywnioskować. Po odprawie przebrałem się i udałem się na miejsce startu i po małej rundce po Radlinie czekałem na start mojej grupy.

Start - pętla pierwsza

Nadszedł czas startu, razem z nami startuje ?dwuletnia? córka jednego z zawodników "szczepana" z forum PR, w mojej grupie 5 jedzie jeszcze góral nizinny, niestety za wysokie progi dla mnie, zostaję w tyle w myśl mojej taktyki ( jechać spokojnie ale jak najszybciej dogonić eranisdjtronika, bo byłem pewien że oni na spokojnie pokonają ten dystans, a poza tym nikogo innego na tym maratonie nie znałem). Trasa w rzeczywistości okazała się dużo łatwiejsza niż przypuszczałem, przerażały mnie górki w okolicach Cieszyna, ale nie taki straszy diabeł jak go malują :) Dystans 150 km przejechaliśmy w grupie ok 8 osób która uformowała się w Bąkowie na ok 35km. niemal całą trasę prowadziła eranis, byłem pod wrażeniem a gdy zobaczyłem że pedałuje w sandałach to już całkiem mnie zatkało.

Pętla druga
Po zjedzeniu pysznego bograczu i ubraniu bluzy postanowiłem od razu startować, w tym samym czasie zauważyłem ze chłopaki z którymi przyjechałem w grupie też zbierają się do jazdy, czekamy jeszcze na eranis i djtronika ale coś ich zatrzymuje, postanawiam ruszać. jedzie się dobrze co chwilę wyprzedzamy pojedynczych kolarzy średnia ok 30-40, wszyscy cisną a ja zapominam o moim planie, powoli grupka słabnie a ja jestem naładowany pełny energii, postanawiam zaatakować. Wyskakuję na prowadzenie i po ciemku cisnę do przodu, widząc mój atak dołączyło do mnie duch kolesi razem ciśniemy aż do wiślanki, tam robię pauzę na siku oni jadą dalej. Jadąc wiślanką zauważam dwóch kolesi na przystanku,czekają na mnie - super nie muszę pod wiatr jechać solo. Dopada mnie kryzys ale staram się jak mogę i ciągnę za nimi, po chwili doganiamy dwójkę w koszulkach 1008, w piątkę jedzie się raźniej i jakoś dociągamy w kupie do Ustronia pomimo huraganowego wiatru prosto w twarz . Na punkcie postanawiam zaczekać na eranis i djtronicka. Czekam z dobre 30 min na ich przyjazd i kolejne 10 aż się pozbierają. ruszamy jadę z  nimi do świateł, przeskakujemy przez wiślankę i na pierwszym podjeździe widzę że dzieje się coś złego Janek pozostaje w tyle, Mi brakuje przełożenia żeby jechać tak wolno, w swoim tempie wkulałem się na górkę a oni daleko w tyle. Postanawiam jechać solo, może kogoś dopadnę, zakładam jeszcze słuchawki i puszczam muzykę w telefonie, wgrane miałem kilkanaście utworów RAMMSTEINA -  tak cisnąłem po tych górkach że nawet nie wiem kiedy je przejechałem :) A dodatkowo na jednym ze zjazdów zaliczyłem prędkość 70km/h nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to że jechałem w słabym świetle :) Pierwszych kolarzy doganiam dopiero w Zebrzydowicach i tam tylko odbijam kartę w punkcie kontrolnym i ruszam za chłopakami. Zaczyna świtać a ja coraz bardziej słabnę,już wiem że ciężko będzie skończyć 450km jakoś udało mi się pokulać do mety drugiej pętli. Usiadłem i zacząłem się poważnie zastanawiać.

Pętla trzecia ostatnia
Siedzę na schodach i meczę suchą drożdżówkę na bogracz już nie mam ochoty, jakoś mnie zatyka, jest ciężko - mam poważny kryzys. Podchodzi do mnie starszy gościu z którym przejechałem dłuższe fragmenty maratonu i pyta się: "jedziesz?" odpowiedziałem "jadę", jakoś siadłem na rower i zacząłem się toczyć tylko 15km udało mi się utoczyć, wpadłem w żabkę zakupiłem RED BULLA i colę. Po godzinie dostałem kopa i mogłem w miarę normalnie jechać. W Ustroniu już tak mocno nie wiało jak w nocy ale wiatr i tak był mocny, potem było już tylko gorzej, czarne myśli miałem przed oczami, nawet dłonie już nie chciały trzymać kierownicy. Jednym słowem tragedia w Godowie zatrzymałem się pod sklepem kupiłem puszkę Coli i tak siedziałem z 30 minut w miedzy czasie przejechał kolarz za samochodem Pickup, zapieprzał chyba z 70km/h na prostym odcinku. jak się potem dowiedziałem był to jeden z dystansu 150km. To się nazywa jazda fair play, a mnie chcieli zdyskwalifikować za jazdę bez kasku :/ Brak słów. Po dojeździe na metę nawet specjalnie się nie cieszę, myślę tylko o prysznicu, szybko wbijam w szatnię wchodzę do pomieszczenia z prysznicami a tam szok, półnaga kobitka :) Ja w szoku, ona w jeszcze większym, jak się później okazuje rygle są ale z zewnątrz a nie od środka :) Taki se ewenement :) Biorę prysznic i jadę do domku po żonkę i synka, też chcieli być na zakończeniu:)








Kategoria Maraton


Dane wyjazdu:
157.25 km 0.00 km teren
05:44 h 27.43 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:33.0
Koszt wyjazdu: ()
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

IV Śląski Maraton Rowerowy

Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 1

Świetna impreza! oby więcej takich za rok atakujemy 300! po maratonie od razu do Zawoi i nocne wejście na Babią Górę, tak więc weekend wykorzystany na maxa!!
Kategoria Maraton